2014/11/02

3 rozdział

Muzyka
Z perspektywy Clary:
     Niedziela zapowiadała się bardzo przyjemnie, choć do końca nie byłam pewna, czy aby na pewno będzie to szczęśliwy dzień. Miałam spotkać się z Liamem - nowo poznanym kolegą - jednak coś w mojej podświadomości krzyczało żebym nie szła i sama do końca nie wiedziałam co mam robić. Postanowiłam jednak wyczołgać się z rozgrzanego łóżka, ogarnąć się, po czym udać na spotkanie z tym chłopakiem. Może to właśnie było mi pisane...Może będzie to początek nowych, lepszych wydarzeń, ale co się stanie, gdy okaże się to złym wyborem? Poniosę wtedy konsekwencje. No cóż, każda decyzja do czegoś nas prowadzi i czasami nie jest to kolorowe, jednak nadzieja jest czymś ważnym dla każdego człowieka i to właśnie ona jest w stanie wybawić nas z przykrych chwil.
     Po pewnym jeszcze czasie rozmyślania na temat sensu własnego życia i innych drobiazgach wstałam w końcu z łóżka, udając się od razu do kuchni. Jak zawsze przygotowałam sobie śniadanie, następnie zabierając się za jego konsumpcję. Moje czynności każdego dnia były nudne, retoryczne i czasem zastanawiałam się jak można je zmienić, aby tą szarą codzienność przeistoczyć w końcu w coś innego, ciekawszego. Nawet coraz częściej zaczęłam zastanawiać się nad jakimiś zmianami. Ok, zawsze mogłam zacząć od jakiś łatwiejszych, ale nie do końca czułam, że to byłby akurat odpowiedni trop.
     Po skończonym posiłku pozmywałam po sobie naczynia, po czym wróciłam do pokoju. Wyjąwszy z szafy jakieś ubrania, udałam się do łazienki, gdzie postanowiłam oczyścić swój umysł od natarczywych myśli oraz rozluźnić spięte mięśnie, wchodząc do wanny pełnej ciepłej wody. Wychodząc z niej, wycierałam się ręcznikiem, a potem na suche ciało założyłam bieliznę, bluzkę z jakimś nadrukiem oraz dżinsowe spodnie. Układając włosy rozmyślałam o tym, iż wolnymi krokami zbliża się koniec roku, czego skutkiem będzie rozstanie się z najlepszymi ludźmi na świecie. Owszem, poznam inne osoby, jednak z moimi przyjaciółmi zżyłam się najmocniej i bardzo ciężko będzie mi ich zostawić. Wszyscy pójdziemy teraz w inne kierunki, dlatego ciężkim wyzwaniem będzie próbowanie utrzymywania jakiegokolwiek kontaktu, ale zobaczymy. Na razie nie chcę o tym myśleć - powiedziałam tak sobie w myślach, po czym opuściłam to małe pomieszczenie.
     Usiadłam na parapecie chwilę przyglądając się opadającym płatkom śniegu oraz przechodzącym - w różnym tempie - ludziom. Zawsze mnie zastanawia gdzie idą, dokąd w życiu dążą, czy mają takie same bądź podobne myśli do moich, a może podobnie jak ja odbierają istnienie człowieka na tym świecie. Czasami patrzę na niektórych i próbuję wyobrazić sobie jak funkcjonują, nad czym się zastanawiają, czy kochają, czy lubią, czy szanują...Dużo myślę, to pozwala mi wyrażać siebie, własne emocje i uczucia. Wiem, że nie każdy to zrozumie, gdyż wszyscy są inny, ale jestem wręcz pewna, że większość osób myśli i uważa tak samo jak ja.
     Zostawiając myśli gdzieś w tyle otworzyłam jedną z lepszych książek John'ego Greena, mianowicie "Gwiazd naszych wina" i otworzyłam tam gdzie ostatnio skończyłam. Bardzo lubiłam wczuwać się w historię jego bohaterów, gdyż byli oni inny, albo raczej podobni do mnie. Dużo tekstów, które pisał ten autor po protu mnie dotykało, gdyż bardzo przypominały moje odczucia. Na przykład ten cytat:

-Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. -Może "okay" będzie naszym "zawsze".
-Okay - zgodziłam się.

Bardzo spodobał mi się ten fragment, ponieważ jest o prawdziwej, pięknej miłości. Zawsze chciałam tak cholernie być pokochaną. Zazdrościłam mojej najlepszej przyjaciółce - Jess - gdyż podobała się większości chłopakom i do tego miała fajnego chłopaka, a ja? Właśnie...Dobre pytanie. Jeszcze nie znalazłam nikogo odpowiedniego, zawsze trafiałam na jakiś dupków. Może dlatego, iż szukam na siłę?
     
Jeszcze jeden bardzo mi się spodobał, zmusił mnie do głębokiego zastanowienia się nad nim:

Ślady, które ludzie pozostawiają po sobie, zbyt często są bliznami.

Taka jest prawda, bo gdy ktoś nas skrzywdzi emocjonalnie, pozostawia w naszych głowach pewny ślad, który zostaje z nami do końca. Ta krzywda z czasem przestaje mieć znaczenie, ale jednak wciąż jest, dlatego bywa blizną, straszną...
     Przypadkiem zerknęłam na zegarek, stojący na biurku i natychmiastowo uświadomiłam sobie, iż jeśli zaraz nie wyjdę to spóźnię się na spotkanie z Liam'em. Także szybko zamknęłam książkę, zeskoczyłam z parapetu, w pośpiechu schowałam telefon oraz portfel do torebki i zbiegłam na dół. Pospiesznie założyłam kurtkę, szalik i czarne, zimowe koturny, przewiesiłam torebkę przez ramię i krzyknęłam:
-Wychodzę!
-Nie wracaj za późno! - Usłyszawszy dobiegający głos mamy z salonu, wyszłam na zewnątrz.
     Szybkim krokiem - prawie biegiem - podążałam w stronę umówionego miejsca, czyli jednej z przytulniejszych kawiarenek. Uznaliśmy wspólnie, że takie przyjemniejsze i cichsze miejsce pozwoli nam na jakiekolwiek rozmowy, bo nikt nie będzie nam przeszkadzał. Na szczęście to miejsce znajdowało się dosyć blisko mojego domu, więc na czas udało mi się przyjść. Najpierw przez chwilę wyszukiwałam wzrokiem bruneta, a kiedy go znalazłam, trochę niepewnie do niego podeszłam.
-Cześć - powiedziałam, a chłopak momentalnie się do mnie uśmiechnął.
-Hej - odpowiedział mi. Pokazał ręką, abyśmy weszli, oczywiście on otworzył mi drzwi, a ja podążyłam do środka. Przywitało nas ciepło tego pomieszczenia, spodobało mi się to. Wybraliśmy sobie dogodniejszy stolik, w jednym z rogów sali, oczywiście przy oknie. Mogliśmy tutaj na spokojnie porozmawiać. Po pewnym czasie podszedł do nas kelner, a wtedy postanowiliśmy zamówić dwie kawy Frappes Karmel.
-Powiem szczerze, że obawiałem się, iż nie przyjdziesz. - Liam zwrócił się do mnie, a następnie podziękował mężczyźnie, który w niespełna piętnaście minut przyniósł nasze zamówienie.
-Rozważałam taką opcję. - Obydwoje się zaśmialiśmy, co w lekkim stopniu rozluźniło istniejące napięcie między nami.
-Ciesze się, że postanowiłaś jednak zaryzykować spotkanie z praktycznie nieznajomym człowiekiem.
-Troszeczkę się właśnie tego obawiała, jednak na razie zapowiada się bardzo sympatycznie i na ten moment nie jestem zawiedziona swoim wyborem. - Uśmiechnęłam się do niego, co oczywiście odwzajemnił. Wzięłam łyka gorącego napoju i powróciłam do rozmowy z Liam'em.
-To jaki kierunek studiów wybierzesz po liceum?
-Psychologia, zdecydowanie.
-A konkretniej?
-Myślę, że kryminalna, albo społeczna. Nie wiem jeszcze konkretnej specjalizacji, ale zapewne w najbliższym czasie się dowiem.
-Życzę ci w takim razie jak najlepiej - odezwał się Payne.
-Dzięki - odpowiedziałam. -A ty jesteś na pierwszym roku, prawda?
-Tak?
-Co studiujesz?
-Prawo. Zawsze mnie to interesowało. Osobiście uważam, że prawda powinna być jednym z ważniejszych priorytetów każdego człowieka.
-Masz rację - skomentowałam.
     Rozmowa cały czas nam się przedłużała, nie potrafiliśmy skończyć, nie kończyły nam się tematy i właśnie to mi się spodobało najbardziej. Mieliśmy podobne poglądy oraz zdania na różne tematy, jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy.
-Muszę już iść - zwróciłam się do chłopaka, a on oczywiście to zrozumiał i kiedy opuściliśmy lokal przytulił mnie w koleżeńskim geście na pożegnanie.
-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - powiedział.
-Ja też - odpowiedziałam, po czym odwróciłam się i poszłam w stronę bloku, w którym mieszkała Jess. Obiecałam jej, iż zaraz po spędzeniu kilku godzin z Liam'em od razu do niej przyjdę, więc tak też zrobiłam.
     Spacerując przez różne ulice Manhattanu nie myślałam o niczym szczególnym, po prostu nie miałam natchnienia, a to było bardzo dziwne, gdyż rzadko tak mam. W ciszy własnych myśli dotarłam do mieszkania mojej przyjaciółki. Znałam jej kod do domofonu, dlatego bezproblemowo dostałam się do środka. Wjechałam windą na odpowiednie piętro, a następnie zapukałam do jej drzwi, czekając aż mi otworzy.
-Hej kochana - zwróciła się do mnie, po otwarciu drewnianych drzwi, po czym mocno mnie do siebie przytuliła, prawie mnie dusząc.
-No hej. Czemu mnie tak ściskasz? - spytałam.
-Tak jakoś. Dobra, nieważne, wchodź.
     Udałyśmy się do salonu rudowłosej, ponieważ jej rodziców nie było w domu. Właściwie ich nigdy tutaj, jak i przy mojej przyjaciółce nie było. Czasami miałam wrażenie, że oni jej nie kochają, ale przecież gdyby tak było, to jej matka oddałaby ją, a jednak ją wychowała. Może było to spowodowane tym, że straciła męża, ale później związała się z jakimś innym mężczyzną, który jest dla Jessici ojczymem. W sumie nie miałam ochoty, aby akurat dzisiaj się w to pogłębiać, dlatego gdy z talerzem ciasteczek do pomieszczenia wróciła nastolatka przestałam rozmyślać na ten temat i skupiłam się na niej.
-Jak było? - spytała.
-Sympatycznie. To na prawdę miły i kulturalny chłopak - powiedziałam jej to jak go odebrałam.
-To fantastycznie. - Uśmiechnęła się do mnie promiennie, pokazując przy tym szereg swoich śnieżnobiałych zębów.
-Myślę, że będę skłonna jeszcze się z nim spotkać - dodałam.
-Chciałabym go poznać.
-W najbliższym czasie postaram się coś zorganizować - powiedziałam. -Ale teraz jestem bardzo zmęczona i chyba wrócę do domu, przepraszam.
-Oj, Clary...
-Co? - spytałam.
-Nie przepraszaj mnie, bo nic nie zrobiłaś. Doskonale cię rozumiem i jeśli masz taką ochotę to wróć do domu, przecież cię nie zabiję. - Momentalnie się zaśmiałam, a moja przyjaciółka mi zawtórowała. To była właśnie prawdziwa przyjaźń. Zawsze się rozumiałyśmy, zawsze w kontakcie, zawsze razem...
*wieczorem*
     Będąc już u siebie w pokoju, siedząc przy biurku i pijąc gorącą, delikatnie przesłodzoną herbatę rozmyślałam o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Wiele się nie działo, a jednak było to coś. Trudno jest mi powiedzieć o co konkretniej mi chodziło, ale cóż...Wyjęłam z szuflady swój tajny pamiętnik, w którym codziennie zapisywałam swoje najlepsze chwile z danego dnia, po czym zabrałam się za opisywanie. Jak zawsze wylałam tam wszystko co czuję, jakieś moje zmiany wewnętrzne, najgłębsze przemyślenia oraz cytaty, które mnie zaintrygowały lub najzwyczajniej opisywały mój mały świat. Mały świat Clarissy Murphy...
     Zamknęłam zeszyt, schowałam go w bezpieczne miejsce, by nikt go nie znalazł, bo była to moja prywatna rzecz. Następnie poszłam położyć się spać i właściwie nawet nie wiem, w którym momencie usnęłam.




Chciałyśmy przeprosić was za tak długą nie obecność, ale zrozumcie nas. W tym roku rozpoczęłyśmy naukę w liceum i musiałyśmy się przystosować tak jakby do tego wszystkiego. Teraz kiedy już wiemy jak to jest być licealistkami będziemy na bieżąco pisać rozdziały. Będziemy starały się dodawać je raz w tygodniu lub co 2 tygodnie (wszystko zależy od tego ile będzie nauki i od naszych planów prywatnych). Mam nadzieję, że nam wybaczycie i będziecie czekać na 4 rozdział.
Dodawajcie do obserwatorów naszego bloga jeśli wam się podoba i komentujcie, gdyż to wiele dla nas znaczy.
Zachęcamy również do zadawania pytań nam lub bohaterom, na wszystko odpowiemy!
Pozdrawiamy, Clary & Jess   

2014/08/28

2 rozdział

Muzyka
Z perspektywy Jess:
     Dzisiaj na szczęścia jest już sobota - pomyślałam, kiedy poczułam delikatny ból głowy. Najprawdopodobniej przesadziłam wczoraj na imprezie z ilością alkoholu, jednak nie zbyt się tym przejęłam. Niedbale odrzuciłam kołdrę na bok i podniosłam się z mojego łóżka. Rozejrzałam się po średniej wielkości pokoju. Wszystko było porozwalane, z tego powodu, iż nigdy nie umiałam utrzymać dłużej niż trzy dni porządku. Łóżko było podstawione pod oknem, obok niego stała szafka nocna, a potem biurko, nad którym wisiała półka z moimi szpargałami. Na przeciwko miejsca do spania stała mała szafeczka, a na niej był srebrny telewizor. Obok tego znajdowała się szafa z moimi ubraniami, do której podeszłam i wyciągnęłam z niej ubrania, w które postanowiłam się ubrać dzisiejszego dnia. Następnie skierowałam się do jednych z dwóch drzwi, a mianowicie jedne były wyjściowe na korytarz, a drugie prowadziły do małej, skromnej łazienki, do której się udałam. Szybko wzięłam prysznic, a potem na czyste ciało założyłam bieliznę, dżinsowe rurki i szarą bluzkę z jakimś nadrukiem.
     Przeczesując ręką włosy udałam się do salonu, gdzie na chwilę postanowiłam otworzyć balkon z powodu duchoty, mimo tego, że była zima. Po chwili ponownie zamknęłam szklane drzwiczki i poszłam do kuchni. Tam przygotowałam sobie porcję płatków śniadaniowych, zalałam je zimnym mlekiem i kiedy usiadłam przy stole zabrałam się za konsumowanie śniadania. Przysłuchiwałam się ciszy i dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, iż w mieszkaniu znajdowałam się kompletnie sama. Nie było śladu po mamie, tacie, co oczywiście mnie zdziwiło, gdyż nic mi nie powiedzieli, że wychodzą, a oni nigdy nie pracowali w weekend. Jednak nie przejęłam się tym na tyle, aby zadręczać się przeróżnymi myślami. Dlatego skończywszy jedzenie, pozmywałam po sobie naczynia, po czym wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po swój telefon, a następnie napisałam esemesa do Jasona:
"Hej, kochanie. Masz ochotę się dzisiaj spotkać. Tęsknię."
Długo nie musiałam czekać, ponieważ po około dwóch minutach dostałam od niego odpowiedzieć:
"Jasne! Z tobą zawsze! To może u mnie za godzinę?"
Co to za różnica gdzie - pomyślałam. Najważniejsze jest dla mnie żeby cię pocałować, po dotykać, porozmawiać, pośmiać się. - Chciałam mu to napisać, jednak w ostatniej chwili wszystko skasowałam i napisałam zwykłe:
"Ok."
     
Usiadłam przy swoim biurku, wyjęłam z szuflady kosmetyczkę, wraz z lusterkiem. Postanowiłam się ładnie pomalować, w końcu Jason to mój chłopak i muszę przy nim dobrze wyglądać. Oczy podkreśliłam robiąc kreski i mocno wy tuszowałam rzęsy. Na całą twarz rozprowadziłam najjaśniejszy podkład, a na koniec na same policzki nałożyłam odrobinę różu. Rozczesałam moje rude, kręcone włosy i z powagą się im przyjrzałam. Kiedyś dzieci się ze mnie śmiały, że jestem ruda i pewnie wredna. Oczywiście nigdy nic sobie z tego nie robiłam, bo znałam swoje wartości. Zawsze uważałam, że należę do tych ładniejszych osób, jednak nikt dla mnie nie był brzydki. Ja po prostu umiałam w sobie znaleźć wiele atrakcyjnych rzeczy, dlatego dużo dziewczyn mi zazdrościło. Zaprzestałam rozmyślać o starych czasach, promiennie się do siebie uśmiechnęłam, ukazując przy tym szereg śnieżnobiałych zębów.
     Wyszłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Poczekałam na windę, gdyż nie miałam ochoty schodzić z piętnastego piętra na dół, a kiedy się zjawiła weszłam do niej, naciskając przycisk z zerem. Zjechałam na parter i opuściłam blok, w którym mieszkałam. Zimny powiew wiatru od razu mnie przywitał, a ja postanowiłam zapiąć swoją kurtę, bo zima w tym roku nas nie oszczędzała. Szłam szybkim krokiem, chciałam się już znajdować w objęciach mojego chłopaka. Byliśmy już parą dosyć długo, na początku się przyjaźniliśmy, jednak po jakimś czasie urodziły się między nami uczucia. Na początku bywało, że oboje chcieliśmy je ukryć, ale po pewnym czasie nie mogliśmy wytrzymywać bez siebie. Cierpieliśmy gdy nie mogliśmy się spotkać i rozmawiać godzinami. W końcu przeprowadziliśmy poważną rozmowę, z której wynikło, iż obydwoje chcemy coś więcej, więc zaczęliśmy się spotykać. Na początku to może i było niewinne zauroczenie, jak mawiała moja mama, jednak dziś wiem, że to jest na prawdę prawdziwa miłość. Ufam mu i wiem, że nigdy nie byłby w stanie mnie zranić. Planujemy wspólną przyszłość i myślę, że niedługo zabierzemy się za jej realizacje, w końcu jestem dobrej myśli. Nawet nie zorientowałam się, kiedy znajdowałam się już pod domem bruneta i zaprzestając rozmyślać o wszystkim zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę czekałam, aż ktoś mi otworzy, ale po chwili w progu stanął uśmiechnięty Jason, pokazując rękom bym weszła do środka i tak zrobiłam. Zaczęłam zdejmować kurtę, a Richards - bo tak miał na nazwisko mój chłopak - pomógł mi w tym, po czym objął mnie swoimi dłońmi w tali i delikatnie pocałował mnie na powitanie. Od razu zrobiło mi się lepiej i poczułam również, iż
moje policzki stają się powoli czerwone.
-Ktoś jest? - spytałam, gdy skończyliśmy się całować.
-Nie, tylko my - powiedział. -Chodź do salonu - dodał i tak też zrobiłam. Usiadłam na beżowej kanapie, a Jas tuż obok mnie.
-Jak się czujesz po wczorajszym? - spytałam, uważnie mu się przy tym przyglądając.
-Dobrze, aczkolwiek często bywało lepiej. - Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Przyjrzałam się mu uważnie. Jego oczy piwne, niewyspane. Włosy potargane oraz delikatny zarost, który w pewnym stopniu dodawał mu męskości.
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-Bo lubię. - Wyrwałam się z transu i mu odpowiedziałam.
-Mam najlepszą dziewczyną na świecie. - Zaczął bawić się moimi włosami, co oczywiście uwielbiałam.
-Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. - Zaśmiałam się, a osiemnastolatek w spokojny i łagodny sposób odsunął mnie od siebie, udając obrażonego.
-No już nie obrażaj się - powiedziałam, siadając mu na kolana i dając mu soczystego całusa prosto w usta.
-Zastanowię się. - Jason zbliżył się do mnie i energicznie zaczął mnie całować. Robił to szybko i zachłannie, a z drugiej strony delikatnie i tak jakbyśmy mieli się więcej nie spotkać.
     Odsunąwszy się w końcu od siebie, usiedliśmy na przeciwko siebie i wróciliśmy do naszych rozmów, co jakiś czas wybuchając gromkim śmiechem. Czułam się bardzo dobrze w jego towarzystwie i chciałam, aby te chwile trwały wiecznie, jednak wszystko co dobre tak szybko się kończy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już godzinę szesnastą i wtedy uświadomiłam sobie, że za godzinę miałam spotkać się z Clary.
-Muszę już iść - zwróciłam się do bruneta słodkim, ale smutnym tonem. Popatrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi oczami, po czym mocno mnie do siebie przytulił. Uwielbiałam zapach jego perfum, pachniały tak jakby były dla niego wprost stworzone.
-Dobrze kochanie - szepnął mi do ucha, pocałował w czoło i pomógł mi wstać.
     Ubrałam kurtkę oraz czarne kozaki. Stanęłam na palcach, aby pocałować go w usta, co oczywiście Jason odwzajemnił z miłą chęcią.
-Kocham cię - powiedział. Doskonale o tym wiedziałam, zawsze mi o tym powtarzał co powiem szczerze czasem bywało irytujące, więc teraz mu odpowiedziałam:
-Ja ciebie też. - Uśmiechnęłam się i opuściłam dom mojego chłopaka. Na chwilę się odwróciłam żeby zobaczyć czy na mnie patrzy, ale miałam chyba złudne nadzieje. Nałożyłam kaptur na głowę i ruszyłam w stronę jednej z kawiarenek, gdzie umówiłam się z moją przyjaciółką.
     Już z daleka dostrzegłam Clary. Była rozpromieniona jak nigdy, na dodatek bardzo ładnie wyglądała. Miała na sobie cieliste rajstopy, koszulę włożoną w spódniczkę, czarne, zimowe koturny, a na to miała założoną swoją kurtkę i szyje miała owiniętą czarnym szalikiem. Kiedy podeszłam bliżej ujrzałam delikatny makijaż - jak przystało na słodką dziewczynkę - oraz bardzo widoczne rumieńce. Oj, coś się stało, coś jest na rzeczy, muszę to z niej wydobyć.
-Hej - powiedziałam.
-Cześć Jess - odpowiedziała, przytulając mnie do siebie na powitanie. Weszłyśmy do środka, kierując się w stronę kasy, a następnie zamówiłyśmy dwie porcje lodów i gdy już je dostałyśmy, to udałyśmy się w stronę jakiegoś wolnego stolika. Wybrałyśmy dwuosobowy, który znajdował się w rogu, przy oknie, tutaj mogłyśmy na spokojnie porozmawiać.
-Co się dzisiaj stało? - zapytałam prosto z mostu.
-Jak to?
-No dlaczego jesteś taka szczęśliwa?
-A nie mogę być zadowolona z życia? - Widać było, iż wymiga się od odpowiedzi.
-Możesz, ale normalny człowiek nie ma rumieńców na pół twarzy - skomentowałam.
-To od tej pogody. - Wzruszyła ramionami.
-Clary! - Prawie podniosłam głos. -Co się dzieje? Jesteś z Harry'm? Poznałaś kogoś? Masz w końcu wymarzonego psa? Nowe mieszkanie? Kurs na prawo jazdy? - wymieniałam.
-Może.
-Co do cholery może?
-Poznałam kogoś - powiedziała. Nareszcie!
-Nie mogłaś powiedzieć od razu?
-Lubię jak się denerwujesz. - Uśmiechnęła się, a ja nie umiałam się na to wysilić.
-Dzięki - odpowiedziałam jej. -To opowiadaj teraz kto to jest?
-Przypadkowo go poznałam. Zostawiłam sałatę w sklepie, zapomniałam jej spakować i pobiegł mi ją podać i jakoś tak mnie zagadał, a że rozmowa się kleiła to poszliśmy na spacer. Nazywa się Liam, na prawdę sympatyczny chłopak. Jutro mamy się spotkać i powiedziałam, że pewnie chciałabyś go poznać, zgodził się. - W czasie gdy dojadałyśmy nasze słodkości przyjaciółka opowiadała mi jak poznała tego całego Liama. Byłam szczęśliwa, że kogoś poznała, jednak często pakowała się w nieodpowiednie związki i bywało nie raz, że została zraniona. Oczywiście nie zmieniało to faktu, iż miałam nadzieję, że to w końcu ktoś odpowiedni dla niej.
-Będzie miło mi go poznać - powiedziałam.
-Jessica...
-Tak? - spytałam.
-Tylko bądź dla niego miła.
-Postaram się - powiedziałam. Jeszcze trochę pogadałyśmy, po czym postanowiłyśmy się rozstać i wrócić do swoich domów, gdyż obydwie byłyśmy bardzo wykończone dzisiejszym dniem.
     Weszłam do domu i zobaczyłam zapalone światło, co oznaczało, że w domu pojawili się rodzice. Rozebrałam się z zimowych rzeczy na przedpokoju, odwiesiłam je na odpowiednie miejsce, po czym poszłam do kuchni.
-Gdzie byłaś cały dzień? - usłyszałam głos mamy, kiedy zaparzałam sobie herbatę.
-O to samo mogłabym zapytać się ciebie - odpowiedziałam i z kubkiem gorącego napoju udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie, obok siebie postawiłam herbatę, odpaliłam papierosa i w mocny sposób zaciągałam się dymem, następnie go wypuszczając. W końcu miałam czas żeby zapalić i odetchnąć natłokiem wydarzeń z dzisiejszego dnia. Rozluźniłam swoje mięśnie, spaliłam papierosa, upijałam kolejne łyki napoju i uważnie przyglądałam się ludziom skręcającym w różne uliczki. Wracali do domów, szli na jakieś imprezy, na randki, może do kogoś, tylko Bóg wie co tak na prawdę robili. Jednak bardzo lubiłam spędzać czas sama. Nikt mnie nie mógł wtedy zdenerwować, mogłam przemyśleć kilka spraw i odpocząć. Przede wszystkim odpocząć, to było cudowne.




No to wróciłyśmy! Tzn do Polski wróciłyśmy już prawie dwa tygodnie temu, ale nie miałam czasu na napisanie tego rozdziału. Chciałam się spotkać ze znajomymi, a jeszcze nasz nowa klasa organizuje spotkanie integracyjne i też dużo czasu spędzałyśmy z Clary, aby choć trochę ich poznać. Także tego. Ale rozdział już jest i prosimy abyście wyrażali opinie na temat naszego bloga, bo to dla nas na prawdę wiele znaczy! :)
Mamy pytanie: Chcielibyście tak mniej-więcej w połowie bloga jakiś konkurs?
Pozdrawiamy, Jess & Clary

2014/08/03

1 rozdział

Muzyka
Z perspektywy Clary:
     Natarczywy dźwięk budzika uruchomił się równo o godzinie siódmej, powodując przy tym moją nagłą pobudkę. Wyłączyłam go i niechętnie przetarłam dłońmi zaspane powieki, przeciągnęłam się, ziewając przy tym i w powolny sposób odrzuciłam kołdrę na bok, po czym wstałam z rozgrzanego łóżka. Poniedziałek - pomyślałam. Najgorszy dzień tygodnia. Najchętniej zerwałabym się i nie poszła do szkoły, jednak mam dzisiaj ważny egzamin, na którym muszę być. Związałam włosy w niedbałego koka, po czym wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni, która znajdowała się na dole.
-Cześć. - Uśmiechnęłam się promiennie, kiedy w małym, skromnym pomieszczeniu natknęłam się na tatę, upijającego prawdopodobnie ostatnie łyki swojej kawy.
-Cześć kochanie - powiedział.
-Idziesz dzisiaj z tatą Jess na siłownie? - Czekając, aż woda się zagotuje przyglądałam się uważnie mojemu ojcu. Był wysoki i nie wyglądał na starego, mimo jego dwudniowego zarostu. Tak, zdecydowanie był przystojny - stwierdziłam, gdy odwróciłam się do niego tyłem. Wyjęłam z górnej szafki szklankę, po czym wsypałam dwie łyżeczki kawy, posłodziłam i zalałam to wrzącą wodą.
-Nie, jadę dzisiaj z dyrektorem szpitala w delegacje, będziemy walczyć o nowe sprzęty, które zdecydowanie są nam potrzebne - wytłumaczył mi, a ja skinęłam głową. Usiadłam do stołu i zabrałam się za konsumpcję kanapek, które zrobiłam sobie w między czasie przygotowywania gorącego napoju.
     Po zjedzonym posiłku pozmywałam po sobie naczynia i z powrotem udałam się do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy jakieś rzeczy i wraz z nimi udałam się do mojej łazienki. Rozebrałam się do naga, chwilę przyglądając się swojemu ciału. Nigdy nie było idealne, a przecież zawsze marzyłam o pięknym, płaskim brzuchu, jednak wymarzonego efektu do tej pory nie potrafię wyrobić. Może to przez moją dziwną przemianę materii? Nie wiem...Nie wiem...Dziwne to...
     Letnia woda strumieniem spływała na moje ciało w końcu je pobudzając. Poczułam pewną ulgę, jakby cały ciężar snu, zmęczenia nareszcie ze mnie zszedł. Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie, nie rozumiejąc z jakiego powodu, jednak wiedziałam, że małymi krokami zacznę od dzisiaj coś zmieniać w swoim życiu. Jak każda nastolatka przechodziłam przez wielki okres buntu, czułam, że moje życie jest nudne, monotonne i miałam zamiar coś z tym zrobić, jednak obawiałam się kłopotów, które z każdą złą decyzją mogły mnie spotkać. Oh, zamknij się idiotko, nic mi nie będzie - skarciłam się w myślach i skupiłam się na wycieraniu siebie czerwonym, aksamitnym ręcznikiem.
     Na suche ciało założyłam bieliznę, cienkie rajstopy, krótkie spodenki, białą bluzkę z jakimś nadrukiem, po czym zarzuciłam na nią dżinsową, cienką kurtkę, która miała zastępować mi dzisiejszego dnia bluzę. Włosy rozpuściłam, rozczesałam je, po czym ponownie związałam w koka, lecz tym razem starannego. Na koniec delikatnie się pomalowałam i wyszłam z tego pomieszczenia, a kiedy znalazłam się w swojej sypialni pociągnęłam za torebkę, w której miałam najpotrzebniejsze zeszyty i prawie biegnąc znalazłam się na przedpokoju. Założyłam czarne, zimowe botki, kurtkę i owinęłam szyję szalikiem. Wzięłam klucze, po czym zamknęłam dom i ruszyłam w stronę szkoły.
     Droga na szczęście nie trwała długo, gdyż do szkoły miałam około dziesięciu minut na piechotę, jednak to nie zmieniało faktu, że dzisiejszego dnia było niemiłosiernie zimno. Uważając na śliską powierzchnię ulic oraz omijając różnorodne zaspy, przyglądałam się, jak śnieg w delikatny sposób swoimi wielkimi płatami okrywa drogi Manhattanu. Zawsze kochałam tą porę roku. Było w niej coś magicznego. Wszędzie biel, naturalnie różowe policzki u każdego człowieka, tylko nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie tak szybko uciekali, ukrywając swoje cztery litery w ciepłych miejscach, bo przecież nie dostrzegali tego piękna, które mnie co roku pobudzało do życia...
     Nim się zorientowałam byłam już pod bramą, wyjęłam identyfikator ucznia i przyłożyłam do czytnika, aby zarejestrował moje przyjście i bym mogła wejść do budynku. Następnie podeszłam do mojej szafki, otworzyłam ją, po czym zostawiłam w niej zimowe rzeczy i ruszyłam w stronę Jess, która stała tuż obok swojej szafki.
-Hej - powiedziałam, a wtedy dziewczyna odwróciła się niespodziewanie, wymachując przy tym swoimi długimi, rudymi włosami. Zawsze podobała mi się uroda mojej przyjaciółki. Miała bladą cerę, ładne oczy i uśmiech, na dodatek podobała się wielu chłopakom, jednak nie zwracała na nich uwagi, bo od dłuższego czasu była z chłopakiem, którego znamy obydwie praktycznie od urodzenia.
-Cześć Clary. - Uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby i podeszła do mnie, żeby mnie przytulić na powitanie.
-Jak było u babci? - spytałam niepewnie.
-Dobrze choć jej stan się pogarsza. Lekarze mówią, że nie wiadomo ile jeszcze pożyję, bo rak coraz bardziej ją wykańcza. Ona jest silna, ja to wiem, jednak jest już stara i obawiam się, że przegra, a to byłby największy cios prosto w serce. - Zobaczyłam jak do oczu napływają jej łzy, więc momentalnie, bez chwili zastanowienia objęłam ją lewą ręką w tali, a drugą gładziłam jej plecy.
-Nie możesz się rozklejać...Myślę, że twoja babcia by tego nie chciała. Rozumiem, że może nie być ci z tym łatwo, jednak każdy z nas kiedyś umrze i musimy się z tym pogodzić.
-Tak, masz rację - odpowiedziała, ocierając przy tym dłońmi swoje mokre policzki. -Chodźmy pod sale, bo za chwilę dzwonek.
     Kiedy rozbrzmiał donośny dźwięk, na każdym korytarzu ludzie pośpiesznie kierowali się w stronę swoich klas. Ja podeszłam pod drzwi z numerem 205 i weszłam do środka, kierując się do ostatniej ławki przy oknie. Chwilę po przyjściu nauczycielki do klasy wbiegł zdyszany chłopak. Niall...Szczerze go nienawidziłam, był moją zmorą na każdej lekcji języka angielskiego, od kiedy nasza kochana pani postanowiła sama nas porozsadzać i nie miałam innego wyjścia niż zrywanie się z tej oto lekcji, lub po prostu wytrzymywanie z nim codziennie 45 minut. Był to blondyn o niebieskich oczach, umięśniony i popularny, no nawet był przystojny, ale co z tego skoro pod jego czarującym uśmiechem ukrywał się prawdziwy Horan - bezczelny, niekulturalny, zadufany w sobie i na dodatek czasami bywał prostacki.

-Witam maluteńką, przeuroczą Clary. - Podszedł do ławki i usiadł obok mnie, wyjmując z czarnego plecaka duży zeszyt. Przyjrzałam mu się wtedy uważnie. Ubrany był w białą koszulkę, szarą bluzę, czarne dresy oraz tego samego koloru miał czapkę na głowie. Jego oczy emanowały chęcią dogryzienia komuś, po prostu chamstwem.
-Czemu mi się tak przyglądasz? - Zauważył to, kurwa. -Masz na mnie ochotę panno Murphy? - Aż prychnęłam, nie mogąc niczego wykrztusić.
-Nie oceniasz siebie za wysoko? - spytałam.
-Dlaczego? Przecież wiem, że mnie chcesz. Widzę jak na mnie patrzysz. Każda chce mnie mieć na wyłączność. - Zaśmiał się. On chyba sobie kpi.
-Każda powiadasz? - Przytaknął. -I tu się grubo mylisz, bo ja cię nie chcę.
-Dzisiaj mnie może i nie chcesz, ale kto wie co będzie jutro, pojutrze, w przyszłości...
-Jesteś idiotą, Horan - powiedziałam.
-Może i jestem idiotą, ale jakim słodkim idiotą - powiedział, robiąc nacisk na "słodki".
-Oh, zamknij się palancie, bo nie chce mi się ciebie słuchać. - Byłam oburzona jego zachowaniem, wkurwiał mnie.
-Nie tak agresywnie, złotko.
-Nie mów do mnie tak - wysyczałam przez zęby i przez dalszą część lekcji nie zwracałam uwagi na jego prowokacje, a gdy tylko zadzwonił dzwonek, spakowałam szybko rzeczy i szybkim krokiem ruszyłam na przerwę.
     Po kilku lekcjach nadszedł czas na dłuższą przerwę obiadową. Udałam się na stołówkę wraz z Harry'm, który towarzyszył mi na biologi. Bardzo go lubiłam, zawsze mnie umiał rozśmieszyć, zagadać na śmierć, a przede wszystkim czułam się przy nim bezpieczna i był moim przyjacielem wraz z Jess i Jasonem.
-Słuchasz mnie w ogóle? - Szturchnął mnie w ramię, kiedy zamawialiśmy posiłki, na które mamy ochotę. Postanowiłam zjeść dzisiaj frytki i do picia wzięłam sok pomarańczowy.
-Nie, przepraszam - powiedziałam, podnosząc tacę i powoli kierując się z nią do stolika, przy którym jeszcze nikogo nie było.
-Nic nie szkodzi. - Uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam.
-Więc co mówiłeś? - spytałam dosyć ciekawskim tonem.
-Chciałem tylko spytać czy poszłabyś ze mną dzisiaj wybrać prezent dla mamy, bo w sobotę ma urodziny?
-Harry, nie mogę dzisiaj. Umówiłam się już z Jess, że idziemy dzisiaj do fryzjera - powiedziałam.
-Spoko. - Brunet zabrał się za jedzenie, a ja postąpiłam w jego ślady. Po chwili obok nas pojawiła się Jessica i Jason, ucieszeni, uradowani, po prostu szczęśliwi - pomyślałam, uważnie na nich patrząc. Cieszyłam się szczęściem mojej przyjaciółki. Oni na prawdę się kochali i nigdy nie przeszło mi przez myśl, że ktoś mógłby ich miłość spieprzyć, choć życie czasami bywa okrutne...
     Kiedy zakończyła się ostatnia lekcja wraz z Jess pożegnałyśmy się ze znajomymi i ruszyłyśmy w stronę naszego ulubionego salonu fryzjerskiego.
-Masz już plan co chcesz zrobić? - zwróciła się do mnie.
-Myślałam o ścięciu włosów i przefarbowaniu, a ty?
-To zaszalejesz w takim razie. - Zaśmiałyśmy się głośno, po czym się uspokoiłyśmy i rudowłosa dodała: -Ja tylko podetnę i wyrównam końcówki, bo mam już zniszczone. - Zgarnęła swoje włosy na bok i pokazała swoje końcówki, które rzeczywiście się rozdwajały. Resztę drogi dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się ze wszystkiego dookoła, takie normalne popołudnie, gdy jesteśmy razem w towarzystwie.
     Po jakimś czasie doszłyśmy do "Stokrotki" - właścicielka tego salonu uważa, że stokrotki są piękne, a każda osoba wychodząca od niej po przemianie też jest śliczna i stąd ten pomysł na nazwę - po czym od razu weszłyśmy do środka.
-Dzień dobry - zwróciłam się do trzydziestodwuletniej kobiety siedzącej przy swoim biurku. Brunetka w szybkim tempie odwróciła się w naszą stronę, uśmiechając się od ucha do ucha.
-Dzień dobry dziewczyny - powiedziała, wyjmując jakiś notes z szuflady. -Zapisywałyście się? - spytała, nie mogąc najprawdopodobniej znaleźć odpowiedniej kartki.
-Jasne - odpowiedziała jej moja przyjaciółka, która stała tuż obok mnie.
-To świetnie. - Wskazała dłońmi gdzie mamy usiąść, a następnie ponownie skierowała słowa w naszą stronę: -Która pierwsza?
-Jessica, ona ma mniej do zrobienia - powiedziałam, a kobieta zabrała się do podcinania włosów rudowłosej.
     Kiedy przyszła kolej na mnie, poszłyśmy umyć włosy, wróciłyśmy, a ja usiadłam na obrotowym krześle. Podczas spłukiwania odżywki powiedziałam Grace o jakiej zmianie myślałam, więc gdy tylko założyła mi fartuszek fryzjerski zabrała się do roboty. Natomiast ja spoglądając na swoje odbicie rozmyślałam o tym jak będę wyglądała, czy będzie mi to pasowało i czy będę się czuła komfortowo. Pragnęłam zmian w swoim życiu, a takowa to będzie tylko początek w kierunku wielkiej rewolucji.
-Jest świetnie! - wykrzyknęła Meyer, kiedy fryzjerka zakończyła zmianę mojej fryzury.
-Mi również się podoba - skomentowała brunetka, odkładając wszelkie przybory pracy na swoje miejsce. Nie wierząc spojrzałam kolejny raz w lustro, aby uważnie przyjrzeć się sobie. Moje długie włosy zniknęły i teraz miałam krótkie, do ramion. Do tego miałam zrobioną ombre hair, która moim skromnym zdaniem bardzo mi pasowała.
-Podoba mi się, naprawdę. - Uśmiechnęłam się szczerze, pokazując przy tym szereg śnieżnobiałych zębów.
-Miło mi w takim razie. - Kobieta przyjęła od nas odpowiednie kwoty, a my postanowiłyśmy pójść jeszcze na kawę, gdyż dzisiejszy dzień należał do męczących, a byłyśmy głodne i spragnione jakiegokolwiek napoju.
     W Starbucksie usiadłyśmy przy jednym z wolnych stolików, a kiedy podszedł do nas dosyć przystojny, wysoki kelner, złożyłyśmy swoje zamówienia. Po niespełna kilku minutach wrócił do nas z dwoma kawami Carmel Macchiato oraz dwoma babeczkami. Upiłam łyk przepysznego napoju i zabrałam się za jedzenie.
-A jak ci się układa z Jasonem?
-Rewelacyjnie. Czuje się przy nim jak księżniczka.
-Ciesze się, ale pamiętaj, że jak ci wyrządzi krzywdę czy coś to masz mi powiedzieć i jakoś się z nim rozliczymy. - Zaśmiałam się, a Jess mi zawtórowała.
-A ty czemu nie chcesz spróbować z Harry'm? - zapytała. Styles od jakiegoś czasu pokazywał mi na każdym możliwym kroku jak mu zależy i nawet próbował zaprosić mnie na randkę, jednak ja go zawsze kulturalnie zbywałam.
-Nie zależy mi na nim.
-Spróbować zawsze możesz.
-Owszem mogę, ale jaki jest sens bycia z kimś tylko po to, aby być? Nie chcę ranić jego w taki sposób, nie chcę udawać, że zależy mi na nim inaczej niż tylko na przyjacielu. Niech będzie tak jak jest - powiedziałam, po czym zabrałam się za dopijanie kawy.




No to mamy 1 rozdział! Zdajemy sobie sprawę, że może jest nudny, jednak pierwsze rozdziały takie są, bo musimy wprowadzić was w życie codziennie bohaterów. Mamy nadzieję, że jednak wam się podobał i zachęcamy do komentowania, zadawania pytań oraz do dodawania się do obserwatorów. Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach zajrzyjcie do zakładki "informowani".
A teraz mniej przyjemna (chyba) część postu. 2 rozdział jeśli nie pojawi się do niedzieli to dopiero pojawi się po 16, bo jedziemy do Grecji i nie będziemy miały czasu na pisanie rozdziału.
Pozdrawiamy, Clary & Jess

2014/07/26

prolog


     Muzyka
     Z perspektywy nieznajomego:

     Płatki śniegu delikatnie opadały na ziemie, okrywając swoją bielą caluteńkie drogi i chodniki. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok, jednak nie było mi do śmiechu. Dopiero co przeprowadziłem się do Nowego Jorku w poszukiwaniu...Właściwie czego ja do cholery szukałem? Siostry...Zaginionej siostry...Nawet nie byłem pewien czy ona nadal tutaj mieszka, czy w ogóle żyje, a do tego nigdy nie widziałem jej na oczy, a raczej widziałem, tylko po prostu tego nie pamiętam. Przeprowadziła się z matką, kiedy miałem zaledwie dwa latka - a przynajmniej tak zawsze opowiadał mi tata - zostawiając mnie i ojca w Paryżu. To był najcięższy okres w moim życiu. Wychowywałem się bez mamy, która najprawdopodobniej mnie nie kochałam, bo przecież gdyby darzyła mnie tym cudownym uczuciem to by mnie nie zostawił, nie odeszłaby, albo wzięłaby mnie ze sobą.
     Przestałem rozmyślać o tym, gdyż nie chciałem się zamartwiać tą głupią suką. Miałem tylko nadzieje odnaleźć siostrę, która była ode mnie rok młodsza. Nie miałem jej zdjęć, nie wiedziałem jak wygląda, jednak czułem, że gdy ją zobaczę to wtedy na pewno ją rozpoznam. Tego byłem pewien.
     Odszedłem od parapetu, zaprzestając przy tym oglądać krajobraz przedstawiający East River. Wyszedłem ze swojego pokoju i zszedłem na dół, gdzie zastałem mojego najlepszego przyjaciela.
-Ryan już jesteś? Miałeś chyba pracować na nockę - powiedziałem chyba trochę za ostro, gdyż brunet zrobił przekrzywioną minę.
-Myślałem, że się ucieszysz na mój widok, ale jednak głupi przyjaciel nie ma dla ciebie znaczenia, a tak poza tym poprosiłem o dzień wolny i wyszedłem tylko po jakieś jedzenie. - Uniósł swoją rękę do góry, w której trzymał siatkę, a w niej pudełka z pizzami.
-Stary zawsze można na ciebie liczyć - powiedziałem, poklepując go po ramieniu. -Czekam w salonie dodałem i poszedłem do tego pomieszczenia, gdzie od razu rzuciłem się na fotel. Wyciągnąłem dłoń po pilota i akurat kiedy znalazłem odpowiedni film, Ryan wrócił z ciepłym posiłkiem i piwem. Wspólnie spędziliśmy wieczór co oczywiście poprawiło mi humor i dodało nowej energii na poszukiwanie zaginionej siostry...Gdzie jesteś, kochana?




O to powracamy z nowym blogiem, z nową siłą i nowymi pomysłami. Zachęcamy was do komentowania, dodawania się do obserwatorów i jeśli macie ochotę to możecie zadawać pytania nam, a na pewno na nie odpowiemy. Co do prologu krótki i raczej mało opowiada, od razu możemy wspomnieć, że chłopak, który tu wystąpił jako "nieznajomy" nie występuje w zakładce z bohaterami i raczej nie prędko się tutaj jeszcze pojawi :)
Pozdrawiamy Clary & Jess